Czas najwyższy zacząć pisać.

Mama ostatnio zwróciła mi uwagę, że nie uaktualniam tej strony. Zasugerowała, że może mi w tym pomóc, skoro nie mam czasu. Czas to się znajdzie, mamo, gorzej z motywacją. I tak nikt tu nie zagląda - myślę sobie - strona istnieje tylko po to, żeby podlinkować ją na instagramie, czy facebooku. Albo w stopce mailowej, żeby wyglądało profesjonalnie. Na pewno zwracają na to uwagę właściciele klubów i festiwali do których piszę średnio raz na dwa miesiące, żeby coś zagrać.
Nie powiem, trochę głupio mi się zrobiło. Przypomniałem sobie ile czasu, energii i kasy wsadziłem w postawienie tej - minimalistycznej co prawda, ale zawsze - strony. Byłem z niej cholernie dumny, a ją tak bezczelnie opuściłem, żeby obrastała pleśnią i pajęczynami. Sugestia mamy zbiegła się w czasie z potwornym zmęczeniem i przebodźcowaniem spowodowanym moim istnieniem w mediach społecznościowych. Przez ostatnich kilka miesięcy średnio 74 razy w miesiącu trzymam palec na czerwonym przycisku z napisem "spierdalaj stąd, póki ci życie miłe", ale coś mnie powstrzymuje - abstrahując od szeregu psychicznych uzależnień typu fomo, obawiam się po prostu że dla publiczności Konrad Słoka zmurszeje, a wraz z nim jego twórczość oraz kanał komunikacyjny ze słuchaczami. Poza tym w kółko zadaje sobie pytanie czy mój opór cokolwiek zmieni? Czy to, że zniknę z social mediów i znajdę alternatywne platformy do promowania twórczości (typu blog, newsletter, ulotki sterczące w blokowych skrzynkach czy zawieszki na klamkach) przypadkiem nie wepchnie mnie w jeszcze większą otchłań? Nie wiem. Chętnie podejmę się rozważania tego na łamach tego bloga.
Piszę od 3 miesięcy dziennik. Taki w notatniku, długopisem. Lubię zapełniać strony tymi szlaczkami, lubię dźwięk atramentu sunącego po kartce oraz jak zmienia się jej ciężar gdy właduje w nią jakąś opowieść. Najbardziej lubię to, że robię to na własnych zasadach. Nikt nie zerka mi przez ramię, nikt nie komentuje, nikt nie przypierdala się błędy ortograficzne. Nie słyszę że coś przeceniłem, nie słyszę że czegoś nie doceniłem. Zauważyłem, że regularne pisanie pomogło udrożnić kanał, przez który przeleciał strumień świadomości i zasilił odrętwiałą mózgownicę. Doszło do mnie, że pisanie jest dla mnie równie ważne jak śpiewanie, z jakiegoś powodu z niego zrezygnowałem (strzelam, że chodzi o wstyd przed zdemaskowaniem). Mam jednak potrzebę dzielenia się swoimi refleksjami - może dlatego od ponad 20 lat zajmuję się pisaniem piosenek i wykonywaniem ich przed ludźmi. Tak czy siak, przyszedłem, aby odkurzyć ten pusty pokój, odgrzybić i umeblować. Przyniosłem trochę rozklekotanych staroci, trochę dizajnerskich pierdół, trochę ikei, trochę ze śmietnika. Bez lęku zaczynam się tu urządzać.
